Kilka lat temu podczas nauk przedmałżeńskich, które obsługiwałam z ramienia Fundacji, jeden z prelegentów polecił uczestnikom, aby spisali na kartce dwa-trzy małżeństwa, które oboje uważają za udane, które traktują jako wzór, parę, od której można się uczyć, czerpać z ich wiedzy i doświadczenia. Chodziło o to, by w razie przyszłych problemów w małżeństwie, kryzysów czy poważniejszych kłótni mieć do kogo zwrócić się o pomoc, radę, wsparcie. Chodziło o to, by były to osoby, które w opinii obojga małżonków będą dobrymi doradcami.
Poprosiłam wieczorem mojego męża, byśmy i my napisali, do kogo w trudnych momentach zwrócimy się o radę. Abyśmy zobaczyli, które z tych par, osób, akceptujemy oboje. Nie chciałam, aby żadne z nas poczuło się dotknięte tym, że „zdradzamy” nasze sekrety niewłaściwym ludziom.
To nie było wcale łatwe.
Jedno z małżeństw, które na wstępie odrzucił mój mąż – nazwijmy go Grześ – nie spełniało jego poczucia wiarygodności, bo jakiś czas temu „wyszło na jaw”, że mieli poważne problemy w małżeństwie. Wprawdzie temat przepracowali, poszli na terapię, nadal są razem, wychowują dwójkę dzieci, ale dla Grzesia to, że o problemach dowiedziały się osoby trzecie – czyli my – było dowodem, że ich małżeństwo nie jest na tyle „dobre”, że nie można się na nich wzorować.
I tu mieliśmy zdecydowaną różnicę poglądów.
Znam wiele szczęśliwych par. Takich, które są ze sobą od 20 do 30 lat. Wychowali razem dzieci, są zaangażowani w sprawy społeczne, aktywni zawodowo. Można doświadczyć od nich wiele ciepła, serdeczności. I niewiele wiemy o ich problemach.
Znam wiele fantastycznych małżeństw, które zgłaszają się do nas na terapię. Bywa, że najpierw w ich głosie jest zakłopotanie, trochę wstydu.
No bo jak to oni? Oni są w kryzysie?
Tak, są. I co z tego?
Jeśli pojawiają się problemy, to znaczy, że jesteśmy ludźmi. Niesiemy ze sobą historie z naszych domów, z doświadczeń szkolnych, zranienia z poprzednich związków, schematy wbudowane przez kulturę. Nie ma co ukrywać. Jesteśmy nieidealni, popełniamy błędy, mamy lepsze i gorsze lata.
Bywa, że kryzys przychodzi nagle, wobec najbardziej ułożonego, kochającego się małżeństwa.
Istotniejsze, co z nim zrobimy. Czy podejmiemy pracę? Czy wykażemy się siłą, determinacją, cierpliwością, by o związek zawalczyć?
To jest najważniejsze. A że inni się dowiedzą? Może i dobrze. Może dzięki temu komuś będzie lżej, że nie oni jedni. W końcu wszyscy jesteśmy z problemami. Jak nie teraz, to kiedyś 😉